Niby zwykła nastolatka - a jednak.
Promienie słońca wkradały się przez okno pewnej, nastoletniej dziewczyny o imieniu Alice. W życiu dziewczyny była najważniejsza jazda konna, miłość ta narodziła się kiedy jeszcze matka dziewczyny - Cynthia*, stajenna pobliskiej stajni w Valedale posadziła ją w siodle. Po wypadku, od którego zginęła matka Alice - jedyna nadzieja i oparcie w którym miała dziewczyna przepadło. Niby miała jeszcze tatę i siostrę... ale to nie to samo. Zresztą nic nie było to samo.
Upijała łyk soku, wyciśniętego z pomarańczy, które przywiózł jej wujek Mark, pracujący w Hiszpanii. Hiszpańska krew płynęła w jej żyłach od narodzin, nawet jeśli nie była tej urody. Całą urodę bowiem odziedziczyła po ojcu, jednak nie całkiem. Błękitne, głębokie oczy niczym fale Jorveskiego morza były pełne szczerości i smutku - co przyznać można że niezbyt było radosne.
Kiedyś te oczy były inne, kompletnie inne...radosne, przyjazne i pełne miłości do świata. Teraz zamknęła się w sobie - i żaden człowiek nie umiał ją otworzyć. Po prostu. Nikt.
Co gorzej, ojciec chciał wysłać ją do szkoły z internatem. Znalazł sobie nową kobietę, jakąś z miasta Jorvik, nieprzyjemną blondynę, dla której liczą się tylko pieniądze i sława i dowiedzieli się, że będą mieć dziecko. Nowe dziecko. Co miała począć, jak Bella już dawno się przeprowadziła z mężem do miasta, rozpoczęła karierę i sama spodziewała się dziecka. To było coś najgorszego.
Zamknęła oczy i patrzyła się na zachód słońca. Wszystko się posypało. Nie dość, że ta cala Chimera jest tak obrzydliwie sarkastyczna, to jeszcze karze jej zajmować się nią, i tym przeklętym bachorem. Za parę dni miał być ich ślub. Chimera przyjmie nazwisko Williams i nie będzie nic takie samo. Kompletnie. Nie, żeby miała coś do tego dziecka, bo dziecko nie jet niczemu winne. To jej ojciec jest...
Za parę dni także miały odbyć się jej siedemnaste urodziny, które zdecydowanie wolała spędzić z siostrą. Akurat miała być przerwa świąteczna, więc jak najbardziej chciała lecieć do siostry. Ona ją jedyna rozumiała, chociaż nie chciała jej zajmować życia. Miała swoje, miała męża i dziecko. Nic do szczęścia jej nie było potrzebne, chociaż też jej brakowało matki. Jednak mniej niż Alicii.
Odłożyła szklankę na stół i skierowała wzrok na zdjęcie. Przedstawiało ją podczas pierwszego dnia nauki jazdy konnej. Miała około pięć lat, i wyglądała na bardzo przestraszoną. Na drugim widniała dziewczyna, młoda mająca na rękach małą istotkę. W rzeczy samej była to Bella. Na trzecim za to była mała klaczka, Rosie która dopiero co postawiła swoje małe kopytka. Była córką Scarlett, klaczy która wraz z Anne zdobywała nagrody za mistrzostwa Jorvik.
Było to tak odległe...
Przeglądała dalej tak fotografie. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Pobiegła do drzwi, sprawdzając kto tam. Stał tam oczywiście ojciec Alicii wraz ze swoją Chimerą. Otworzyła drzwi, po czym oznajmiła ojcowi.
-Niech jedzie... - Syknęła mu do ucha. -To duża dziewczynka, na pewno sobie poradzi...
-Ah, tak masz rację Chimero. To duża dziewczynka i na pewno sobie poradzi...
Przeszedł ją dreszcz. Ona nim rządzi... Sądziła, że jej ojciec będzie na tyle dorosły że będzie widział granicę dobra a zła. Czy też przesadności czy też nie, czy też dawania komuś władzy nad sobą. Jednak nie myślała zbyt długo. Pobiegła na górę i zapakowała wszystkie potrzebne ubrania. Zmieni szkołę, zdąży zmienić szkołę. Jest piętnastego sierpnia. Na pewno. Jednak postanowiła zapakować całą szafę do małej walizki i paru toreb, bo i tak nie będzie tu ponownie mieszkać nigdy. Zeszła na dół, spojrzała tylko na ojca ukradkiem oka, kiedy rozmawiał ze swoją narzeczoną.Wzięła telefon i zadzwoniła po taksówkę. Wzięła jeszcze pewną sumkę pieniędzy, a raczej ukradła ojcu, aby mieć na bilet i na taksówkę, i na trochę owoców.
Wsiadła do taksówki, i jechała przez dobre cztery* godzin. Wysiadła w Nowej Grani i zapłaciła mężczyźnie. Teraz trzeba było udać się do jakiejś knajpy coś przekąsić, samolot był za dwie godziny.
Weszła do knajpy i zamówiła coś, nawet nie wie co. Po rozglądaniu zauważyła jakąś znajomą twarz.
To była Bella. Siedziała wraz z Joe i Cynthią. Mała córeczka Belli i Joe'go była bardzo urodliwa, jednak wyglądem to była cała mamusia. Przyglądała się im, jednak to Bella spotkała ją wzrokiem.
-Alice? Co ty tutaj robisz? - Zapytała ją zdziwiona. Wstała od stołu i podała Cynthię mężowi i podeszła do siostry.
-Miałam dość tego debilizmu i chciałam przyjechać do Ciebie... -zaśmiała się nerwowo po czym uścisnęła jak najmocniej siostrę -Ale widzę, że ty spotkałaś mnie pierwsza.
-Wybieraliśmy się do taty i tej jego... ehh, Chireny, czy jak to tam jej?
-Chimery - Poprawiła ją nie puszczając siostry z objęć. Chciała pozostać w ciepłych ramionach dziewczyny jak najdłużej.
-Co się takiego stało, że chciałaś do mnie przyjechać?
Oczywiście jak to na nią przystało, opowiedziała całą historię siostrze.
____________________________
*Cynthia - Wiem, że tak nie miała na imię stajenna stajni Valedale. Ale te imie mi tak przypasowało... ♥
*Cztery godziny - Nigdy nie jechałam taksówką cztery godziny, więc nie wiem czy tyle można...
Tak więc, koniec rozdziału pierwszego. Zapewniam Was, że w następnym rozdziale będzie bardziej na podstawie gry, chociaż szczerze nie chcę przesładzać tą podstawą. Wzoruję się też na książce Agnieszki Tyszki ,,Smażone Tablety'' bohaterka, Karolina jest na roku maturzystów, podobnie jak Alice. Jej mama wyjechała do innego kraju wraz z partnerem na czas nieokreślony (ale na pewno długo) i Karolina mieszka wraz z babcią. Bardzo jej ogólnie brakuje dziadka Teodora, który to on w niej zasiał miłość do roślin. Nie będę Wam więcej spoilerować... dowiecie się kiedy przeczytacie tą książkę, bo sama ją wczoraj przeczytałam (chociaż... może dzisiaj nawet w nocy, kto to wie?) i bardzo mi się spodobała. Świetna książka, i moja jedna z ulubieńszych autorek. (Taak, czytam jakieś książki z biblioteki, a sama nie czytam lektur... nienawidzę lektur, a szczególniee tych co mam przeczytać. Chciałabym Alicję, bo w drugiej klasie podstawówki uwielbiałam tą książkę. Dla mnie wszystko co nie z tego świata, jest świetne).
Co do informacji zamieszczonych w profilu; Mówią krótko, to mój wymysł na mojej postaci w grze. Dam jedynie teorie z Catherine związaną. :')
Muszę jeszcze sprawdzić jak mają na nazwisko. Gdzieś to było kiedy ta babcia z Moorland mówiła o nazwisku Jaspera i Catherine. Gdzieś to było, tylko mi ubyło....
Nie ważne. Sprawdzę to potem. Jak na razie moje odczucia do tego opowiadania - nie zastanawiałam się za długo, bo pomysł przyszedł mi do głowy przedwczoraj.
Muszę jeszcze poduczyć się pisania opowiadania, nie tylko na potrzeby TEGO. Są też klasówki... xD I to ciężkie. Ale wybiorę chyba list, bo pisać opowieści przygód mi się nie chce, do tego że rozdziały tej durnej książki są tak durnie skrócone, że ten chłopczyk napotyka węża, a ten mu się rzuca od razu... ;__;
To książki dla dzieci, co się dziwić :v Nie są tak dojrzałe jakie jak ja czytam.
Czekam z utęsknieniem na jakąś lekturę z 766 stronami, uwielbiam takie książki! :D I czwarta część skończona czytać... Pięęękna część ♥ Czekam na Zakon Feniksa, który najprawdopodobniej dostanę na gwiazdkę. :)
To by było tyle, napiszcie czy fajnie mi wyszło to opowiadanie... :c Bo ja zadowolona do końca nie jest.
Buuziakii ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz